WSPOMNIENIA J. N. GNIEWOSZA O WOJKOWSKICH Tak przeszedł żywot ich aż do r. 1849. Było to w maju, lecz którego dnia nie pomnę; wieczór był prześliczny. Przyszedłszy do Wojkowskich zastałem ich wychodzących z domu na przechadzkę. Chodziliśmy do godziny w pół do dziesiątej, a po powrocie doi domu przybył Żupański i jeszcze dwie inne osoby. Pogawędka była ożywiona. Wojkowski był w jak najlepszym humorze, pełen werwy i sarkazmu; ona, tylko, jakby jakiemś przeczuciem wiedziona, usiadła w cieniu salonu i dumała. Wojko.wski kazał podać ulubionego "cierpojicżu", któregośmy po jednej czy po dwie szklanki wypili, a około godz. 11 Vi w nocy pożegnawszy gospodarzy rozeszliśmy .się do domów. Następnegoi dnia jeden z moich znajomych odjeżdżał o godz. G rano dyliżansem. Poczta była przy rogu alei naprzeciw "Landszafty" czyli gmachu Towarzystwa kred., a kilkaset kroków dalej mieszkali Wojkowscy. U dając się zaraz po godz. Srano na pocztę, zdziwiłem się, że nawet p. Konstanty Żupański wstał już tak rychło i dążył aleją od "Landszafty". Na twarzy jego spostrzegłem jakieś niezwykłe po,mięszanie, a, jak to mówią skamieniałem niemal, gdy mi powiedział, że Antoni Wojkowski w pół godziny po naszem wyjściu w nocy zakończył żywot naglą śmiercią wskutek udaru na mózg i serce. Pospieszyłem natychmiast na ulicę Młyńską. Przy łożu, na fctórem ciało zmarłego jeszcze spoczywało, siedziała Julia Wojkdwska. Tęcz nie była to już istota żywa, ale jakby posąg Nioby. Siedziała opierając na kolanach wyciągnięte ręce, zsiniałe od dreszczu i splecione konwulsyjnie jak do modlitwy. Wzrok jej nieruchomy spoczywał na obliczu trupa, ale tak nieruchomi@, jakby oczy należały do martwego posągu. Nie pomogły oględne odezwania, aby ją OŻYW1C. Nadeszło kilka innych osób, pomiędzy temi Libelt, leczi nieszczęśliwa Julia, zdawało się, straciła słuch i wszelką poczytalność umysłową. W kilka godzin zestarzała się przynajmniej o lat dziesięć. Gdy później przyniesiono trumnę, jękła całym bólem duszy, a oko jej przybrało jakiś dziki wyraz i jakby na widok strasznej otchłani, która ją miała pogrążyć, z przerażającym krzykiem - "Antqsiu! Antosiu! ja pójdę z tobą!" rzuciła się konwulsyjnie na