KRONIKA MIASTA POZNANIA Gościnny dom W ojkowskich opustoszał. J ak zżółkłe liście w jesieni z drzewa, tak odpadali przyjaciele. Nawet ci, którzy wszystko byli winni Wojkowskim; unikali ich troskliwie, odwracali się. Pojmujemy, jak bolesne wrażenie wywarła taka czarna niewdzięczność i dezercja, na ludziach, którzy żyli ideałami i ciepłem serc. Przyszło do tego, że, aby "Tygodnik literacki" wegetował i oni wlekli swój żywot, wprawdzie zapóźno, ale z największą gotowością zaczęli czynić oszczędmości; brak jednak praktycznego poglądu i korzystanie z upadku przez nieuczciwość ludzką, pozbawiły ich z każdym dniem resztek ratunku. Niepozbawionym jeszcze ideałów, zdawało się, że własna praca na odpowiedniem polu, wystarczy na zaspokojenie najgwałtowniejszych potrzeb. Próżne nadzieje! Nie pomogły bezsenne noce Julii Wojkowskiej, która piórem chciała zdobyć byt dla siebie i męża, nie pomogły jej cudowne kompozycye na foitepian pieśni polskich. Ci co z nich na tysiące korzystali, nie zawahali się znęcać i spełniać cynicznego rabunku, za lichwiarskie procenty od procentów. Była to twarda i gorzka szkoła życia, jaką te zacne i szlachetne dusze zmuszone były przebywać. Szlachetna duma nie pozwalała im wyciągać ręki o pomoc i za cenę upokorzenia zdobywać to ,czego im zbywało. Poznawszy społeczeństwo ludzkie, cofnęli się, schowali, aby obrazem swej biedy i nędzy, nie razić nikogo. W takiej to ostateczności, dozwolił wypadek, jak to mówią ślepy traf, a kto wie czy nie przeznaczenie, odnaleźć Wojkowskich w nędznej i mroźnej chacie na "Rybakach". Po sprowadzeniu ich do nas, jakoś się tak skleiło, że przerwane wydawnictwo "Tygodnika. Literackiego" ożyło znowu i zaczęło wegetować. W tym samym czasie napisała Julia W. "Historyę polską dla ludu", w której aczkolwiek grzeszyła może, nachylając się zanadto do stylu ludowego prowincjonalizmu, to jednak całość ujęta była w taką niezwykłą formę i tak trafiała do wieśniaczych serc, które w Wielkopolsce nie były i nie są dotknięte zarazą odrębności od innych warstw społecznych, iż wywierała