KRONIKA MIASTA POZNANIA 1 najsprośniejsze oszczerstwa, których skutek był takiej doniosłości, że Julia Molińska zmuszona była zakład swój naukowy zwinąć. Dla jadu ziejącego potwarzą, nie dosyć było tego jednego zwycięstwa. O Julii i Antonim poczęły obiegać historyjki w formie, jak dzisiaj pojmujemy związki nihilistyczne obojga płci. Julia i Antoni opuścili na pewien czas Poznań, a wrócili po pewnym czasie jako małżeństwo. Że jednak plotka miejska nie była na ślubie, nie tańczyła, nie piła, ani jadła na weselu, a Julia i Antoni Wojkowscy nie poczuwali się do obowiązku, aby akt ślubny z pieczęcią umieszczać w inseratach, lub pokazywać ludziom jako świadectwo moralności społecznej, krzyknęła cała czereda świętoszków obojej płci, że Wojkowscy są twórcami nowej sekty farmazoństwa, że żyją na wiarę i apostołują herezye, bezwyznaniowość itd. Potwarze te doszły do kulminacyjnego punktu, a będąc podżegane, niestety, i przez duchowieństwo z tego samego powodu, że Wojkowski nie chciał pokazać aktu ślubnego, rozpoczęło się prześladowanie kacerzy, podżegające przeciw występnym nawet ulicę. Wypada mi nadmienić, że Antoni Wojkowski bywał czasami w młodym wieku ekscentrycznym i tak uważał że co przystoi np. pani hr. X. lub JW. panu Y., to tych samych praw może używać i syn mieszczanina z pod ratusza poznańskiego lub eksnauczycielka niezależna. A że W ojkowski lubił konną jazdę, wpłynął i na żonę, aby się do takowej dała nakłonić. Pamiętam bardzo dobrze, było to lato, gdy z kilku kolegami powracałem z gry w piłkę i dla odpoczynku usiedliśmy na ławce na placu Wilhelmowskim naprzeciw gmachu Bibljoteki E. Raczyńskiego. Plac Wilhelmowski nie był wtenczas tak zabudowany, jak dzisiaj. Okalał go teatr i kilka kamienic, a reszta miejsca była ogrodzona parkanami. N a rogu przy alejach naprzeciw bibljoteki, gdzie później stanął tak zwany hotel Lama, był w ogrodzie mały domek z kilku pokoikami na piętrze. Otóż siedząc z kolegami, usłyszeliśmy od ulicy Podgórnej jakieś krzyki, świst i wycia całej bandy uliczników i innego pospólstwa. Ciekawość wkrótce nas tam zagnała, i cóż spostrzegamy: Mężczyznę jadącego na pięknym koniu, a obok niego 7/4