KRONIKA MIASTA POZNANIA Stary żfołnierz, jakby riiearcteumiał tego znaku, nIe ustąpił z miejsca i zważywszy sytuację, z cała oględnością postanowił zdobyć tę tajemnicę, nie uwzględniając wcale tego, żem go ciągnął za rękaw, a więc rzekł dalej: - Proszę mi wybaczyć natręctwo, ale, jak pani widzrsz, jestem stary, a dodam, że jestem starym żołnierzem, lecz jeszcze tyle mam ciepłej krwi w sercu, iż mi ta nie pozwala oddalić się stąd, nie wiedząc wprzód, kogo Bóg tak ciężko nawiedza. Kobieta spojrzała badawczym okiem i jakiś gorzki ironiczny uśmiech, przesunął się po jej ustach, który, jakby ze wzgardą odpychał natrętne słowa litości. - I cóż panu przyjdzie z tej ciekawości? Bądź łaskaw i uszanuj nasze położenie. - Juljo! pić, pić! daj wody - kto tu jest? czego chcą od nas? Przecież już nic nie mamy, wszystkośmy oddali! Kobieta, jakbv iskrą elektryczną dotknięta, powstała szybko ze stołka, lecz zdrętwiałej od zimna nogi nie dozwoliły zaraz przejść do łóżka i podać wody pragnącemu. Z wytężeniem i wyrazem silnej woli na obliczu, oparła się ręką o stolik prostując skostniałe członki, i jeszcze raz, ale już rzewniejszym głosem, jakby błagając, odezwała się: - Proszę opuścić nas! Ojciec mój podbiegłszy szybko do nIej, 1 ujmując w ciepłe dłonie jej małą rączkę, odpowiedział prawie błagając: - Pani! czy w rzeczy samej przestałaś wierzyć w UCZCIwość ludzką? - Być może, że tak jest, a spójrz panie w koło, to się możesz przekonać o prawdzie. Zresztą ja nic nie chcę, - my nIC nie żądamy już od ludzi. Jedyne sziczęście, gdy ich nie WIdzimy. - Juljo! wody, bo umieram z pragnIenIa. - Panie! słyszysz! Proszę po raz ostatni opuść nas. My nic od nikogo nie żądamy i pogardzamy wszelką litością przedwczesną. Pozwól, muszę jak widzisz, zaspokoić pragnienie CIerp1ącego. Poczem nalawszy wody, zbliżyła się do łoża boleści, lewą rękę podsunęła pod głowę chorego, a prawą przytknęła do ust