Z_\PO:\IXLL\,Y PA:\IU;TNIKARZ WJIELKOPOLSKI \Vprawdzie wzywano tam do nm ady inżynierów i architektów, ale wkoilCU główn mi architektami inżynierami byli saud DziałY11scy. Zaczął siQ wznosić gmach świetny i wspaniały 2 fundamentalny i godny znakomitego rodu. Dzisiaj jest on jakh- nową "ŚWiątYllI[} S'bilIi" i skal'bnicą wieków przeszłych i tprainicjszpgo, ,,-iedzy i piękna polskiego, do której ostatni potomek nie przeta.ie gromadzić now-ch klpjllOtów ku pamięci prz-szłości. Lecz nie na lem zasadza się sława zamku kórnickiego, gdyż jest on jezcze oprócz tego widomym testamentem, przekazanym przez łllagnata polskiego, jak obywatel polski żyć powinien i na co ma bacz-ć. \Vspaniały zamek kórnicki ma tę odrębność od innTlt świetnYl'h gmachów .stawianych w naszych czasach na zipmiach polskich, że to, co tam widzimy, od fundamentu aż do daehu, wykonane jest wyłcznie na polskiej ziemi i przez pol1"kif' ręce. Ani gwoidzie, ani kamyka, ani kawałka drewna łub innego materjału nip posiada zamek kórnieki, nad którymby ręka cudzoziemca pracowala lub jPdnn grosz zarobiła. Dlaczegoż nam Bóg \Vs7echmogący poskąpił w naszym wieku i nie dał więcej takich Tytu<:ów Działyllskich i dlaczego inni nie wstępują w ich ślad- a z ppwnością byłoby lepiej i jaśniej na polskiej ziemicy. Od roku 1843, cała wielkopolska ziemia wraz z Prusami 7achodniemi, była jakby jednem obozowiskiem tak emigracji z l'. 30 jakoteż i młodej, z ostatnich wówczas czasów; a mianowicie, gd- kartel został między Prusami a rządem moskiewskim zerwany, ŻP chroniących się dezerterów wojsłwvvych nie \\Tda,,-ano; można pojąć, jak z tego korzystała młodzież Kongresówki. Litwy i prowinc'j zabranych, aby się uchronić od katorgi zwanej pohorem wojskowym na czas 25-cio letni. IHo szedł t. j. wzięty został do wojska moskiewskiego, żegnała go rodzina i przyjaciele w ten sposób, jak się żeglla cialo zmarlego, ehowane do grobu; bo wzięty w rekruty. jeżeli przez lat 25 nie umarł cieleśnie, to umierał rnoralnie. A hył to nader rzadki \\ -padek, jeżeli powrócił w rodzinne strony nędzarz, żehl'ak, kaleka, w ostatnich chwilach żywota luh w takich warunkach człowieczclłstwa, że go się i najh1iż::-i dawnj{'j sen'a zapierali. Pomimo silnego strzeżenia granicy pomiędzy \VielkolJobką a I{ongresówką i podwójnej linji rozci1;lgniętego kordonu, emigracja do \Vielkopolski odhywała siQ nieustannie tak ze strony konskryhowanych do wojsIm jako też mlodzieży :,:lw1Iłpromitowanej politycznie. \V latach 43, 44, 45 i 4i), moi;na J>-ło w \Yielkopolsce i Prusach zachodnich naliczyć do dwóch tyil;'cy tych llieszczęś!iwrc h . \Yielkopolanip przyjmowali ich z otwal'tcm sercem i nie było na prowin('ji ani jednego domu ohy\,-ateIRkiego, gdziehy chociaż kilku nie znalazło przytułku i naj szczersze] gościnności. Żaden też dzisiaj zwan' emigrantern nie położył si głOdno spać, nie m-ślał, co jutro jeść będzie i nie miał tro: